Rozdział IV
Rozmawiali tak, aż doszli do jeziora. Joe wziął Carlie za rękę, prowadził przez mostek.Gdy byli na wysepce pośrodku rozlegającej się wody Joe powiedział:
- Carlie jestem ,,spelixem" czyli broniącym czarodziejki.
-A co ja mam do tego-zapytała się.
-To,że Ciebie kocham i chcę, żebyś wszystko o mnie wiedziała- odparł.
Lie była mocno sflustrowana w tym czasie. Joe pocałował ją. Odepchnęła go i uderzyła w policzek. Niestety nic nie poczuł a ona złamała rękę.Głośno jękała, a potem szybko pobiegła do lasu.
W domu opatrzyła ją sobie i wyjechała na lotnisko. Leciała przez pare godzin, gdy wylądował samolot, zabrała bagaż i rozglądała się za Alicją. Po chwili ją dostrzegła w tłumie. Poszły do samochodu.
-Dlaczego tu wróciłaś - zapytała się Ala.
-Tęskniłam za wami a po za tym wszystko układa mi się źle- odpowiedziała.
Po chwili były przed domem. W środku już wszyscy na nich czekali.
-Nie myślałam, że tak szybko się zobaczymy-powiedziała Aurelia przytulając ją do siebie.
-Dla mnie trzy miesiące to długo-rzekła.
-A o co Ci chodziło,że wszystko idzie źle- zapytała się Alicja.
-To, że z Jaredem się pokłóciliśmy, a tak oprócz tego... łowcy wrócili.- powiedziała niespokojnie Carlie- tylko wy mi zostaliście.
-Wszystko się ułoży, zobaczysz.- rzekła Beata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz